M A M A
nieświadoma niczego, zagląda w każdą uliczkę, nim w nią wejdzie.
tylko maleńkie ziarno nadziei w niej zostało,
że ktoś zaraz wyjdzie zza rogu, wołając: „tu jestem, mamo!”
głowa nie odważy się odezwać, choćby garścią myśli.
ona przemierza parki, stawy, rynki,
wszędzie szukając, a im ciemniej, tym gorzej.
w końcu pada na kolana, błagając o odrobinę łaski bożej.
modlitwa wysłuchana, lecz nie w sposób, jakiego oczekiwała.
widząc ją, biegnie, słyszałam jak po drodze cicho łkała.
dobiega i klęka przy niej. z ust wydobywa się tylko szept brzydki:
„mamo, to wojna.”
ta rozgląda się wokół: nie ma czołgów, nie ma zrazy.
„wojna moich myśli.”
a potem córka padła na ramiona,
było jedynie słychać jak kaszle, powoli skona,
cisza nastała, oddech ciężki jak kowadło,
matka patrzy w bok, koło niej leży nóż.
w tej chwili zrozumiała, że straciła ją już.
[już słychać wycie, gorsze niż wilki,
nie wie co robić, więc w efekcie paniki,
bierze narzędzie zbrodni, siada na belce,
"wybacz mi Boże"
wbija sobie go prosto w serce.
(widziałam je tylko, jak leżą obie obok siebie,
cisza spadła ciężko, ale w niej czułam coś dziwnego,
jakby teraz były razem w miejscu, gdzie nie dociera ból,
gdzie świat nie może ich już zranić.)]
(pamiętaj o swojej mamie proszę)