Zaginiony
Na gałęzi brzozy siedziała cichutko.
Nuty opływały, to jedna, to druga,
tajemnie wnikając, gdy były już blisko,
nasycały miejsca tam, gdzie była pustka.
Podchodził słowikiem z rana i wieczora.
Tkliwił w radość serce. Ona w przezdziwieniach
wpierw słyszała tylko. Z czasem, późną porą,
gdy uwznioślał struną, przeszedł jej w widzenia.
Teraz gdy wspomina tę czaru historię,
której nie zakończył z jej myśli happy end,
szuka tego ptaka, co śpiewał miłośnie.
Szykownością piórek oznajmiał: będę jej.