chryzantemy
nie lubię chryzantem
choć to kwiaty najbliższe umieraniu
najpiękniejsze pokłosie
tego co nigdy nie było piękne
lubię heroinę
która przedłuża chwilę
i nie obejmuje kłamstw
imię Maria
i jego zdrobnienie – Maryśka
do mnie nie pasuje
nie można z nim nawet
poważnie grać w bilard
i wygrać
wprowadzając ostatnią bilę
tam gdzie trzeba
tę najprawdziwszą, najczarniejszą
która zostaje na końcu
lubię małe stoliki
w zbyt małych klubach
w których duszę się
nie lubię pokoju, z którego nie można
wyjść
bezpiecznie
nie lubię ścian, nawet tych
pluszowych maskotek
do których można zaprosić dzieci
nie lubię jakichkolwiek
ograniczeń
psuje mi się wzrok
nie lubię okularów
i wszystkiego co obciska mózg
skronie – to miejsce dla żył
a za uszami
można mieć lekką wadę
którą udźwignie
łodygowa szyja
nie lubię kotów
bo są zbyt podobne
ani psów…
tyle w nich potrzeby
przywiązania
nie lubię lekarzy
bo te diagnozy
nie są subiektywne
nie lubię czytać o filmach
bo cztery gwiazdki
w czyimś dramacie
nie są adekwatne
lubię hotele, te
gwiazdkowe
i z ulicy
można się przespać w każdym
samotnie
i
z każdym
lubię neon
który wzywa mnie co noc
i obnaża
nie lubię swojej
nagości
ale prawdę – tak
nie lubię chryzantem
ale zamiast wonnych lilii
kupuję je
pod cmentarzem
na którym od roku mieszka ona
krucha schorowana staruszka
moja babcia
czekająca
na moje Szczęście
przyniosłam jej dzisiaj pukiel złotych włosów
w doniczce
zbyt niewielkiej
żeby pomieścić
tę łąkę życzenia