* (Jest we mnie źdźbło...)
Jest we mnie źdźbło
świat mu codziennie opowiada się
od nowa
jest we mnie oczekiwanie i trwoga
wiatr ugina mnie do ziemi
szarpie, gwałci
nie wiem na co czekam
ziemia jest twarda, nie wypuści tak łatwo
zdobyczy
jestem zdobyczą – ofiarą
łupem ziemi i wiatru
szeptem wątłym
przykładam do klawiszy
połamane palce pianisty
fortepiany unoszą się w powietrzu
i spadają
Jest we mnie kwiat
ogorzały jak słońce
bezwstydnie roztańczony
obnażający się zachłannie
w nałogu światła
jest we mnie wielkie
czarne oko słonecznika
przyciągam ptaki
schlebiają mi
a potem wydziobują
to co zobaczyłem
tłuste ziarna życia
pestki doświadczeń
każdy nosi ich określoną ilość
pod sercem
podsumowanie drogi
moje są na wierzchu jak żniwo
zmarszczek
zebrane
w kwiecistej peruce tęczówki
ulegam, wiem że to nieuniknione
– zionąć pustą dziurą
Jest we mnie kwiat zboża
rozkwitam w zamknięciu
w szczelnej łusce nie dosięgnie mnie
pszczoła
czekam końca lata
zamieniając się w samotne ziarno
pozbawione czułości owada
Jest we mnie liść
upadły
czasem przysiadam na brzegu parapetu
przyglądam się ognisku domowemu
przez szybę
a potem frunę
jak na rozwiniętej wstędze wiersza
pięć pięter niżej
pięć strof kiepskiego poety