Bibuła
na skrzydłach wiatru
popłyniemy
jak monarchy
w pomarańczowych halkach
we wstążkach wschodów i zachodów
perłowych neonach gwiazd
do krainy, której mapa
nie odczytała w myślach
kolejnych zawziętych odkrywców
zatrzymamy się gdzieś w pół drogi
przy srebrnym źródle
rwącym potokiem opłuczemy gardła
przetrzemy skrzydła
z brudu podróży
i będą znów boskie – jak witraże
gdy któreś zerwie się – przywiążemy
zrobimy wszystko aby ruszyć
w drogę, która wzywa
wyje potrzebą
niebo pełne dziur
[ dzbanuszkiem dłoni formułuję ciasto
z gwiezdnego pyłu
i przyklejam
tam gdzie jest głód
teraz mam ramiona pełne
i płynę, amortyzując ostatni krzyk