Battle Cry 2
Stanęli na środku pomieszczenia, w szeregu, wyprostowali się i stuknęli obcasami . Ze spojrzenia można było wywnioskować, że są hardzi i butni.
- Za pewne nieśmiertelni, jak mniemam. Odezwał się Admirał nie odwracając się i patrząc przez szybę. - Czy Panowie mają mi coś do zakomunikowania?
- Na pokładzie drugim zabrakło piwa w automatach. Odezwał się głos z sali.
Admirał się uśmiechnął. Miał do nich słabość, a oni skrzętnie to wykorzystywali. Odwrócił się, a oni natychmiast spuścili wzrok.
Był mężczyzną w średnim wieku, o bystrym spojrzeniu, a przez jego całą twarz, biegła pod kątem głęboka szrama.
- Widzę, że humorek dopisuje. No więc czym była podyktowana zmiana kursu?
- Treningiem. Odparli zgodnie.
- Wtargnięcie w strefę asteroidów, lawirowanie między nimi przy zmiennym polu grawitacyjnym i strzelanie do nich jak do tarcz, nazywacie treningiem??? Naraziliście siebie i maszyny!
- Trening refleksu. Odpowiedzieli już ciszej.
- Jeszcze jeden taki numer i dostaniecie dwa dni paki!
- uuuu. Rozległ się pomruk.
- Plus obetnę wam na miesiąc, dzienny przydział papierosów!
- My nie palimy. Opowiedzieli zaczepnie.
- To wasz przydział fajek oddam marines!
- uuuu. Dobiegło z sali. (papierosy na statku pełniły rolę waluty wśród załogi)
- Czy macie coś jeszcze do dodania?
- Nie, sir!!! Krzyknęli głośno.
- Odmaszerować!
Nieśmiertelni odwrócili się na pięcie i wymaszerowali z kajuty.
Admirał odprowadził ich wzrokiem po czym uśmiechnął się.