Czarne pióra w nas bledną albo niepoprawne rozważania agnostyka
Tak napisano: "Zasiano go wiosną,
w zimnej szczelinie zarodnik złożono,
czarnym ziemiem utulono,
śniegiem z deszczem napojono".
Zbudziło go ciepło promieni,
Wyciągnął więc skrzydła nad niebo,
"Zobacz mnie, tutaj", zaśpiewał,
"Jestem, to Ja, Twe Słowo".
Słońcu się miło w duszy zrobiło.
A dzieci jego w trylionach liczone.
Choć co dzień konało po latach biegania
Dzieli dla niego gorącą swą miłość.
Czarne pióra w słońcu mu bledną,
z radości wypuszcza białe przylistki,
Zzielenia pień główny i boczne gałązki,
korzenie zapuszcza wciąż głębiej i głębiej.
Słońce mu źródłem, kosmos początkiem.
Choć trylion braci i sióstr posiada,
On jeden, w sobie, jest swoim światem
W nim śpi pra-matka i księga świata.
Łabędzi krzew,
jak pierwsze w nas słowo,
jest wszystkim tym,
co trudno w nas pojąć.
Możemy się różnić
kolorem i mową,
Nie kochać, wyklinać,
to minie, dam słowo!
Łabędzia kantyczka
to występ solowo.
Odpłynie na czas
ostatnie z nas słowo.
A On wciąż w nas.
I póki trwa czas.