gołębiej
utknęły w ciągłym ruchu. nasłuchują, czy zaprosi ktoś
do uczty. czekając na odpowiedź z góry
wychylam się przez okno. spisana ostatnia wola, nikt nie woła. czas wykopał spod siebie stołek. na próbę, na wszelki wypadek. wyjechali strażacy. w pośpiechu do pogorzeliska, lecz w okolicy zostały tylko ruiny zamku.
z głową niemal w chmurach,
bez względu na okoliczności udowodnię, że zawsze znajdzie się odpowiednie bocianie gniazdo lub strażnicza wieża. nie narzekam na brak pożarów do gaszenia lub niedostatek wody. dzięki bogom pachnącym Guinnessem codziennie moknę w deszczu.
sztorm runął ku nowej przygodzie. za nim drzewa ogrodzenia i ciekawskie dachy. czy zostało coś z przydomowych prac do oclenia? wyrwany znak przy kładce nad torami. tuż za oślepłym semaforem. jeśli zechcę skoczyć na pomoc, to nie dzwoń po pogotowie. szkoda osierocić psiaki. na ogródku obszczekują oszalałe mewy krążące nad gorącą głową.
taka ich dola.
