Na różowej tafli ust
zaplątana w serpentynę uczuć
biegnę ścieżką wśród zrudziałych łąk
z szumem motylich skrzydeł
nad głową
z ważką przytuloną
do zziębniętych rąk
poganiana oddechem babiego lata
trzymam w ręku jedyną wątłą nić
ze złocistym liściem jesieni
ostatni akord utkany
z marzeń i snów
za plecami dogasają
rozżarzone promienie
gorącego lata
przed oczami iskrzy srebro
z błękitem pośród mgły
zapach zimy przebija ciało
jak strzała gdy
pierwszy biały ażur
osiada na końcach rzęs
wtulam się w opiekuńcze ramiona
pod girlandą spadających gwiazd
tam
gdzie w magicznym świecie
jesteś tylko Ty i Ja
a dla Nas
/przecież wiesz.../
