Nowa piosenka o Łodzi
Znikł „las kominów przesłonięty dymem,
Co się po niebie nie przestawał snuć”.
Dziś moje miasto, drogie mi rodzinne
Inny ma wygląd, inna moja Łódź.
Ta Łódź dryfuje ku nieznanym lądom,
W niej prządka przędzie tylko aby-aby.
Miasto poddane niewiadomym prądom
Ma na Piotrkowskiej stale nowe puby.
Przemysł podupadł. Bezrobocie wzrasta.
Fasady piękne, a z tyłu ruina.
Pyszni się deptak w samym centrum miasta
Ławką z pomnikiem Juliana Tuwima.
Tu się urodziłem. Tutaj wzrastałem.
Pamiętam bruki. Pamiętam rynsztoki.
Tu się uczyłem i tu zakochałem.
Stąd chciałem kiedyś ruszać w świat szeroki.
Drogie jest dla mnie to miejsce na mapie.
Ileż tu wspomnień w starych kamienicach?
Sentyment jak koń za mną człapie.
Stuk kopyt echo niesie po ulicach.
Znika serdeczność. Nikną ludzkie więzi.
Śródmieście okala zwarte blokowisko.
W każdym M-ileś telewizor rzęzi
I do sąsiada zza ściany nie blisko.
Sieć komputerów łączy i oplata.
Ginie w niej człowiek, jak liść w wirze rzeki.
Bliżej dziś ludziom jest na krańce świata.
Dalej do bliskich – blisko do dalekich.
Wśród murów Łodzi drę kolejne buty.
Tyle się zmienia... Dobrze, że nie wszystko.
Polesie, Widzew, Górna i Bałuty
I na Lublinku dość duże lotnisko.
Znikł las kominów stając się niebytem.
W to miejsce rosną więc kominy nowe.
Straszą nas biedą i gorszą przesytem,
Groźne społecznie, kominy płacowe.
Wierzę, że padną, tak jak legły tamte.
Choć wciąż cwaniaków pełno przy mamonie,
To Łódź wypłynie na wody otwarte.
Złapie wiatr w żagle. Nigdy nie zatonie.
Bogumił Pijanowski
2002 r.