Korytarz
Zagotowała się kurwa.
Ona wypiła i poszła.
Wzięła płaszczyk i poszła.
Wyszła na deszcz. Nie miała parasola.
Nie płakała. Deszcz płakał.
Surogat łez - ten deszcz.
Światło na klatce zgasło
- nie pierwszy raz zresztą.
Deszcz retrospektywnie
rozbijał się o szyby:
Oto korytarz
wypełniony pod sufit powagą.
Ich obecność jest dyskusyjna,
bo otoczeni są ciszą,
a cisza do pary ma ciemność.
I stali tak na korytarzu
w ciemności i ciszy:
ona i on (- oni),
tandetne paprotki,
parapety, okna
i ściany.
Jakoś tak to było
- do świtu czas został wstrzymany.
Potem już tylko
zimna woda w czajniku,
a ona przecież tylko na chwilę
(cały czas w płaszczyku)
Ona w pokoju, on przy czajniku.
Zagotowała się woda (w czajniku)
Ona wypiła i poszła.
Wzięła swój płaszczyk,
bo na moment nawet go zdjęła.
A mogła nie zdejmować.
Mogła w nim już zostać.
Więc wzięła ten płaszczyk. Poszła.
Zgasło światło na klatce
- zresztą nie pierwszy raz.
Płakały rynny. Padał deszcz.
Ziemia deszczem spływała.
Ona nie płakała.