Hazardzista
Współczuć trzeba oczywiście
namiętnemu hazardziście.
Nałóg wciągnął go po szyję,
ledwo dyszy, ledwo żyje.
Czasem jest też histerykiem,
i porażki kończy krzykiem,
drąc się, jak wariat od rzeczy.
Przykre. Nikt nie zaprzeczy.
Szło mu źle (ach, litości!),
bo przegrywał dużo w kości.
Wciąż się wścieka i się drze,
że mu szczęścia brak w tej grze.
Pocieszała go Jadwisia:
- Może nie masz szczęścia dzisiaj?
Może jutro wygrasz krocie
i się będziesz pławił w złocie.
Lecz desperat rzekł: - Cholera!,
ani jutro, ani teraz.
Ze mnie facet jest uparty,
rzucam kości, zacznę w karty.
A że działał maniakalnie,
przegrywał znowu fatalnie.
Więc mu słusznie rzekła Gienia:
- Hazard wymaga leczenia.
Bogumił Pijanowski