Protest /dykteryjka/
Powiedziałem żonie, że idę się trochę przespacerować.
Po paru minutach dotarłem do pobliskiego placu.
Zebrała się tu grupa protestujących. Rozwinęli transparenty, porozklejali plakaty, zaczęli skandować i machać chorągiewkami. Przywódca miał mikrofon i nagłośnienie. Chór manifestujących wtórował jego zawołaniom. Parę postronnych osób przystanęło obok i przyglądało się temu wydarzeniu. Znalazłem się wśród tych obserwatorów. Pojawili się dziennikarze. Gwizdy i wrzaski powodowały straszną kakofonię dźwięków.
W pewnej chwili zjawiła się inna demonstracja. Też rozwinęli transparenty, też porozklejali plakaty, również zaczęli skandować i machać chorągiewkami. Głównodowodzący tą drugą grupą również dysponował nagłośnieniem i pobudzał swoich zwolenników do wykrzykiwania przygotowanych postulatów. Z tych nawoływań zrozumiałem, że oni protestują przeciwko nawoływaniom tych protestujących, którzy przybyli tu pierwsi.
Nie trzeba było zbyt długo czekać i przybyła trzecia grupa. Ci - zdaje się - protestowali przeciwko protestowaniu w ogóle.
Czwarta, bardzo agresywna paczka nawoływała do protestowania w każdej sprawie.
Tłum falował. Różnych innych podnieconych grup stale przybywało. Ciekawe, czy dojdzie do mordobicia?
Znudzony postanowiłem wrócić do domu protestując w ten sposób przeciwko tym wszystkim protestującym.
Żona nie protestowała, iż wróciłem wcześniej z tej przechadzki bez śladów na ciele i na umyśle, bo zdążyła przygotować obiad.
Posiłek był smaczny, więc nie protestowałem i zjadłem go ze smakiem.
Bogumił Pijanowski