Wyprawy
przez gruzowisko dzikie,
przystaje na szpicy, okiem
swym czarnym horyzont mierzy.
Wypatruje smug srebrnego dymu
sponad zgliszczy, niesionych wiatrem.
Szlaki przeciera, dla mnie ukryte,
jest mi kompanem, wiernym bratkiem.
On w chaosie znajduje nas,
w przeszłości, w popiołach, szuka szansy,
w gęstym cieniu minionych spraw
nowe kreśli kierunki map.
Razem mkniemy przez pustkowie,
tam, gdzie cisza wrzeszczy echem dni,
kruk, mój stróż i anioł,
w splątanej przeszłości stawia lustra.
Odbijam się w nich, choć nie sam —
dusze widzę tych, co już tu byli,
zabieram mądrość i część doznań,
na kruczych skrzydłach odlatuję.