Czekałem
czekałem na nią a kalendarz marniał.
Odgoniłem wątpliwości za blady horyzont,
deszcz całował skronie i mi tak dobrze.
Wyliczanka przypadków otuliła łzy szalem.
Upadłem by poczuć co dla mnie schowane.
Biegłem gdy telefon nutą naznaczony,
drwił sobie ze mnie jak opętany.
Zapomniałem wreszcie gdzie diabeł śpi.
Zmiażdżyłem klejnot , cisnąłem w otchłań
i skończyły się dni w których mogłem żyć.
Pozostała iskra tląca w orszaku gwiazd.
Blizn paląca mozaika, wycięta przez czas.