Widziadło
przed przekroczeniem jesiennego cienia
dusza jęknęła nad spróchniałym korzeniem
w oczy niespodziewanie wszedł strach
przed omszałym kamieniem
myśli zastygły w przerażeniu
przed opadłymi suchymi liśćmi
każdy dźwięk jest pustym echem
wołaniem o przetrwanie
zmysły drżą głuchą ciszą
zachodzące słońce w ciężkim domyśle
fioletowa zorza dopowiada resztę
to niezgłębione na każdym kroku
wykreśla zielone myśli
całe morze ciemności
między ziemią i gwiazdami
ginie sens zanika treść
wszystko jest skorupą
– twardą nawierzchnią
zachłannie trzymam się życia
z niepokojem czekam na kolejny ranek
idę ucałować promień na szybie
ogrzewam w dłoni krople deszczu
siódma dekada na ziemi
to gonitwa po nadzieję