Jak ja - dorosły
Pod jego dachem powstawało i kończyło się życie. Przez drzwi wnoszono kołyskę i wynoszono trumnę. Od ścian odbijał się wesoły śmiech i nieukojony szloch. Był świadkiem chrzcin, wesela i stypy. Widział całe życie. Dojrzał.
Drzewa za oknami próchniały, łamały się, kończyły żywot. Posadzono nowe. I kwiaty, dużo kwiatów, by było weselej. Nocny, zaokienny pejzaż pozostał ten sam, odrobinę ożywiony przesuwającymi się czasem świetlnymi punkcikami latających maszyn.
Niewiele się zmienił, choć zupełnie inaczej jest dookoła. A jednak nie jest taki sam, dorósł jak ja – pierwsze wniesione w jego progi maleńkie życie.
Mój dom. Mieszkam w nim, a we mnie mieszkają wszystkie domy bliskich – domy, których już nigdzie indziej nie ma.