Tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia
rodzinnych
zwykłych normalnych normalnych dla
innych
gdzie stół opłatek sianko i
rodzice
gdzie obce krzyki wyzwiska
i bicie
niech się pan więcej nie karze
za krzywdy
niech pan przestanie się ranić
za blizny
pan to potrafi ja święcie
w to wierzę
rzekł psychiatra śmiejąc się
nieszczerze
szopkę w Betlejem pożegnał
z uśmiechem
z premedytacją z rodzącym się
grzechem
wziął wszystkie białe różowe
błyszczące
w dali za oknem ziewnęło
słońce
pająk sieć snuje opodal
rolety
marsz rozpoczęły umarłe
kobiety
akt sztuki „życie” ostatni
i scena
opadła powiek kurtyna
braw nie ma
