Hiob
patrząc w niebo z uśmiechu bezzębnym ubytkiem.
Krew zakrzepła jego ruchy ograniczyła,
jednak wiara i nadzieja wciąż w nim jeszcze żyła.
Trąd na całym ciele nie dawał o sobie zapomnieć,
Hiob jednak nie śmiał swemu Panu o tym wspomnieć.
leżał tak w gnoju woń przykrą roztaczającym
i rozmyślał o dniu, w którym to cierpienie się skończy.
Chciał pójść już do Pana, wziąć go w objęcia,
a że Bóg go na te boleści skazał - nie miał pojęcia.
Przyjaciele, rodzina, wszyscy go opuścili.
Ach, nawet im nie życzył, żeby tak, jak i on gnili.
Poczciwy dobry człowiek z tego Hioba…
Może to dobrze, że nie wiedział skąd jego choroba.