Drzwi otworzyła
żoneczka
na smyczy
mnie prowadza
i obiecuje
jak tylko podskoczę
to mnie z domu
wyrzuci
długo na spełnienie
tych gróźb
nie musiałem czekać
wieczorem
drzwi otworzyła
i kazała uciekać
chłód przenikał
moje kości
ślubna nie miała
już litości
skomlałem jak pies
a ona powtarzała
wynoś się
usiadłem na przystanku
trzęsę się jak osika
idzie pani z pieskiem
zapytała co mi jest
nie owijałem w bawełnę
prawdę powiedziałem
to chodź ze mną
ja ciebie przygarnę
na zawsze