Punk rock blues
kolorową świecącą jednym susem w idealną hiperbolę
o tynk rozbryzgniętą tęczę potem
kałużo kałużo powiedz przecie któż jest najpiękniejszy na świecie
w trzy oktawy jednym tchem rzucone pod niebiosa jąder samego boga
oderwane z głębii trzewii splunięcie w twarz prosto
nie ty kreaturo podła obleśna żmijowatym chodem napiętnowana
A chuj z wami wszystkimi ile by tych odbić nie było
ilu klepnięć w łeb zryty samosądami przy akompaniamencie
tylu fałszywych przyjaciół chórem sto lat śpiewających
nad twoją przyszłą niedolą żebyś szybko zdechł
łajzo
Jebło tak osiemnaście potem dwadzieścia jeden
po magicznym dwadzieścia siedem bywało różnie
przy trzydziestu trzech liczyłem na apogeum
wyszła głęboka depresja i apteczny jazz
nocny lot ulicą bez przeglądu i OC
z tankowaniem niezależnie od budżetu