droga
widziałem ruiny
miłości skończonej
wiecznej i niezmierzonej
obietnic śmierci
przemierzyłem czas
zepsutego zegara
kalendarza bez dat
pór roku
bez kolejności
starzec na dróg rozwidleniu
pyta po co to było
patrząc na krzyż zmurszały
z samotną ręką
gwoździem przybitą
pożółkłe liście
ścielą ścieżkę z błota
złudnym pięknem przyoblekając
wchodzę i tonę
gubiąc buty znoszone
ostatkiem sił
zroszony potem zmęczenia
czując pustkę dni
przemierzam
zgliszcza mych dni