Garden
się pyłków w powietrzu
szumiących drzew
śpiewających ptaków
słońca ogrzewającego ciało
dzieci powinny
chodzić boso po świeżej trawie
łapać motyle w dłonie
dorastać nabierać wiatru w żagle
a tu w ogrodzie był mały przedsionek raju
iluzja dająca chwilowe szczęście
przed tym bawiły się w błocie
patrzyły jak odchodzą ludzie
jak giną upodleni odarci z życia
jak matka wydziera innym chleb
by im go nie zabrakło
jak anioł śmierci przystawał
tu w piekle na ziemi
był im wujkiem mordercą
wyrywał im pióra ze skrzydeł
by już stąd nie odleciały
wyrywał im oczy by
już nie musiały widzieć
lecz dusze ich przetrwały
piękne czyste nieskazitelne
one dotknęły nieba
w nowych skrzydłach
unoszą się nad łąkami
i zbierają czerwone maki
nie odchodzą już nigdzie
są wreszcie w domu