Światło
Pielęgnuję rozedrganie
Nie pozwalam zrosnąć duszy
Rozum takich katuszy
Nie pojmuje. Nie popiera
Za serce nie chce umierać
Racjonalizuje i o byt się troszczy
W grobie za życia grzebie mnie
Gorzka ta logika cały dzień się ostrzy
By ranić mnie we śnie
Gęsta, czerwona spływa dramatyczną strugą
Gdyby nie ja – znalazłby drugą…
Drugą obłą bryłę, jakich wiele w kraju
Niby szczęśliwą na formalnym haju
W zbyt małej klatce trzepocę skrzydłami
Płowa i wątła, zalana łzami
Gotowa do walki, lecz już zrezygnowana
Pchana, a jednak za nogi trzymana…
Wśród obślizgłych narządów
Tli się jeszcze światło
Parzy tkanki, a duszy przyświeca
Chce wyjść na zewnątrz
Lecz nie jest mu łatwo
Pożar to przecież nie świeca