Permanentna inwigilacja (13)
+18
- Nareszcie – wymamrotała i rzuciła się w moje ramiona.
Byłem totalnie zaskoczony. Chyba prędzej bym się spodziewał przemarszu prusaków po poręczy albo zawodów w skoku wzwyż pcheł. Gabi tutaj? Nie wiedziałem jeszcze, czy sprawiło mi to radość, czy wprawiało w lekki niepokój.
- Miałeś być wczoraj – powiedziała z wyrzutem, patrząc teraz prosto w moje skonsternowane oczy.
- Musiałem zostać w Lublinie. Sprawy się skomplikowały. A ty skąd się tu wzięłaś? – Odgarnąłem rudy kosmyk z jej twarzy.
- Uciekłam Aldonie - zachichotała. - A adres wydębiłam od twojej mamy. Cieszysz się? – Popatrzyła na mnie z uległością pogłaskanego psa, wpędzając tym w zakłopotanie.
- Jasne... – Przytuliłem dziewczynę jeszcze raz, kombinując, co zrobić, żeby ją ukryć przed ciotką Heleną, która miała uczulenie na młode i ładne. Kiedyś odgrażała się nawet, że kupi sobie na nie "lagę".
Najciszej jak mogłem, przekręciłem klucz w zamku, ale i tak czujne ucho Pusi wyłowiło hałas i zaczęło się ujadanie. W pokoju ciotki zapaliła się lampka. Noż, cholera!
- To ty, Marcelku? – usłyszałem zachrypnięty głos.
- Ja. Śpij spokojnie, ciociu. Pogadamy jutro.
- Nie zapomnij zamknąć drzwi. Jakaś bezdomna lafirynda kręci się po klatce. Pusia, choć do mnie – zawołała do swojej pupilki.
Uspokojona sunia zniknęła w pokoju, z którego waliło papierochami. Na wszelki wypadek zamknąłem za nią drzwi. Lampka zgasła, a my cichaczem przeszliśmy do mnie. Ukryłem plecak Gabryśki w szafie i zaprowadziłem ją do łazienki. Sam stanąłem na czatach, rozmyślając, co zrobić z tym nieoczekiwanym prezentem od losu. Ciotka chyba zasnęła, bo słyszałem tylko ciche pochrapywanie, dochodzące z jej królestwa. W sumie przyjazd Gabi potrzebny mi był jak atak sraczki na końcu drabiny strażackiej, ale co zrobić. Za późno. Nie mogłem się jej pozbyć jak plamy na dywanie.
Przestałem myśleć dopiero w łóżku, kiedy Gabrysia przywarła do mnie nagimi piersiami. Po namiętnym pocałunku szybko zsunęła się w dół i zaczęła nieziemskie pieszczoty. Byłem w siódmym niebie, bo wyprawiała językiem prawdziwe cuda. Kiedy dotarła do moich klejnotów, odniosłem wrażenie, że ma w ustach odkurzacz, a ja zaraz wciągnę tyłkiem prześcieradło. Kompletnie odleciałem, nie kontrolując swoich odgłosów. W pewnym momencie otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą głowę ciotki. Podskoczyłem z przerażenia.
- Jezu Chryste! Co ciocia tu robi? – Gabi usłyszała mój krzyk i znieruchomiała pod kołdrą.
- Dziecko, musiało ci się przyśnić coś strasznego, bo okropnie jęczałeś. Dobrze, że cię obudziłam – pogładziła mnie po głowie, przysiadając na brzegu łóżka.
Poczułem jak z moich członków odpływa krew, zupełnie jakbym złapał kapcia. Wiedziałem, że od tej chwili już nic nie będzie takie samo, a chwile rozkoszy zamienione w traumę dzisiejszej nocy, zaczną mnie omijać szerokim łukiem, jak laski zasikanego dziada. Potrzebowałem lekarza duszy, który wyjąłby pamięć spod czachy, obmył w jakimś środku neutralizującym i wsadził z powrotem do głowy. Tymczasem ręka ciotki gładziła moją zmierzwioną grzywkę, a ja, zamiast posłać ją do diabła, milczałem jak głuchy telefon.
Koniec cz.XIII