X

Logowanie



Zapomiałaś/eś hasła? Przejdź do procedury resetującej.

Koncert

Wiersz Miesiąca 0
wolny
2024-04-15 19:44
„Twoja historia jest taka jak moja,
ja mam historię taką samą jak ty;
stworzeni na podobieństwo Boga
musimy nauczyć się z tym darem żyć…”
/Coś Dobrego, „Twoja historia”/
Że też akurat dziś musiała się sprawdzić prognoza pogody! Marznąca mżawka – najgorsza zmora kierowców! Ewa jechała bardzo ostrożnie, zwłaszcza od momentu, gdy minęła dwa samochody leżące w rowie. Świadomość, że czeka ją jeszcze cała godzina jazdy w tych paskudnych warunkach, stresowała. Kiedy z lekką obawą pokonała kolejny zakręt, jej oczom ukazał się nieprzyjemny widok – klęcząca kobieta pochylała się nad rowem, w którym widać było samochód, jakoś dziwnie… o, Boże! – auto dachowało! W dodatku na drodze pusto, znikąd pomocy! Ewa poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, szybko jednak się opanowała. Zawsze tak miała – najpierw działanie, odruchowo, na zimno. Na emocje przyjdzie czas później. Emocje czasem tak silne, że kiedy opadała adrenalina, zdarzało jej się odchorować wcześniejsze opanowanie. Teraz też – szybkie, ale pewne ruchy, trójkąt na drogę, szybka rozmowa z kobietą i kolejny ucisk w żołądku – w aucie był mężczyzna, którego ona usiłowała wyciągnąć! Jego głowa, wystająca przez okno, była cała we krwi. Nie wyglądało to dobrze! Na szczęście był przytomny i – o dziwo – wyglądało na to, że nic groźnego im obojgu się nie stało. Skąd zatem tyle krwi? Mężczyzna przytomnie zauważył, że gdyby udało się rozbić szybę, która go blokuje, może by jakoś się wydostał. Ewa pobiegła do samochodu, zajrzała do bagażnika. Jest młotek! „Przynajmniej raz to bałaganiarstwo mojego kochanego męża na coś się przydało!”– pomyślała. Stale woził w aucie a to młotek, a to jakąś łopatkę; był zapalonym geologiem – amatorem.
Po ostrożnym (skrwawiona głowa!) stłuczeniu młotkiem szyby – Boże, jak to długo trwa! – mężczyźnie udało się wyczołgać z samochodu. Ewa chciała dzwonić po pogotowie, policję, pomoc drogową, ale poszkodowani, najwyraźniej w całkiem dobrej formie, zaprotestowali, twierdząc, że szkoda czasu. Poprosili tylko Ewę, by pomogła im się ogarnąć i podwiozła ich do pobliskiej wsi.
- Ależ pan jest ranny! Cała głowa we krwi!
- Nie, na szczęście nic mi nie jest!
Żona obejrzała go dokładnie – Och, to ja musiałam cię wypaprać krwią! Skaleczyłam dłoń. Dzięki Bogu, że tylko tyle! – powiedziała.
- Czekają na nas w pobliskim kościele – wyjaśnił pośpiech mężczyzna – dziś po mszy, już za godzinę, dajemy tam koncert. Będziemy śpiewać i grać dla księdza biskupa, który wizytuje tę parafię. Będziemy, jeśli pani nam pomoże – dodał prosząco – bo dojść tam na czas byłoby nam ciężko, zwłaszcza, że wieziemy z sobą instrumenty. W dodatku trzeba je wyciągnąć z auta!
Sporo się nabiedzili, żeby tego dokonać. I znów – Ewa nie mogła się nadziwić, ile ci ludzie mieli szczęścia – instrumenty były całe! Prowizorycznie opatrzona dłoń przestała krwawić.
Rozstali się przed kościołem. Ewa, trochę zmęczona emocjami i cała tą podróżą, postanowiła trochę odpocząć. Była też ciekawa koncertu; ludzie, którym pomogła, wyglądali dość niepozornie, ale było w nich coś, co dawało nadzieję, że czas im poświęcony nie będzie zmarnowanym. Zadzwoniła do męża, uprzedziła go, że się spóźni. Weszła do kościoła. Msza święta już trwała. Ewa zasłuchała się w kojący głos księdza. Uspokajała się powoli.
Zaczęły docierać do niej słowa dochodzące od ołtarza. Modlitwa wiernych. I wezwanie: „módlmy się za tych, którzy odeszli od kościoła, aby Miłosierny Bóg oświecił ich i pozwolił im wrócić” zawsze, kiedy słyszała taką modlitwę, dodawała po cichu: „módlmy się i za tych, którzy w kościele pozostali, aby omijały ich pokusy, a kiedy przyjdą, by mieli siłę z nimi walczyć”.
***
- Mamo, moje życie nie ma sensu. Jestem do niczego. Wszystko psuję.
Strach, paniczna gonitwa myśli – jak pomóc temu biednemu, kochanemu dziecku?! Bezsilność…
- Nikt mnie nie kocha! Zawsze byłam, jestem ta gorsza! Liczy się twój kochany synek, nie ja!
Ból serca… Jak odeprzeć taki zarzut?! I cóż z tego, że właśnie jej poświęca najwięcej uwagi, troski – skoro ona tego nie czuje, nie chce zobaczyć – słowa tu nie pomogą…
Terapia boli. Nie spełnia oczekiwań. Nie do końca je spełnia. Zamiast budować relacje – burzy je. Może tak trzeba? Odejść, żeby móc wrócić?
„Dziecko trzeba wspierać, być przy nim!”
Była. Starała się. Nie zawsze się udawało. Człowiek nie jest z kamienia. Nie zawsze da się utrzymać emocje na wodzy.
- Mamo, nie daję rady. Czasem chcę się zabić!
Obezwładniająca, lodowata panika. Skamieniała, nie potrafiła się nawet modlić. W kółko powtarzane te same słowa, niemożność zebrania myśli. Czasem noc przynosząca ulgę –gorące łzy.
„Dziecko trzeba wspierać. Być przy nim!”
Czy skamieniałe z rozpaczy serce może być dla kogoś podporą?!
***
Zaczął się koncert. Oprócz małżeństwa, z którym los dziś tak niespodziewanie Ewę zetknął, występował znany w całej Polsce zespół. Charyzmatyczny wokalista zaśpiewał słowa, które przywołały kolejne wspomnienia.
„Uwięzione gdzieś na końcu języka
dobre słowa śpią, czas obudzić je.
W ustach drętwa mowa,
w głowie – piękne słowa.
W ustach drętwa mowa,
w głowie – zamęt i ty…”
W tamtym czasie Ewa odsunęła się od ludzi; nie umiała i nie chciała o tym mówić. Właściwie o niczym nie miała ochoty mówić. Bała się pytań. Cała jej radość życia , jego ciekawość i entuzjazm gdzieś się zapodziały.
- Panie Boże, weź moje cierpienie, niech boli mnie, a nie moją córkę – prosiła.
Leki, terapia. Dni lepsze i gorsze. Godzenie się i bunt. Szukanie drogi.
Muzyka i słowa dobiegające z przodu kościelnej nawy korespondowały z myślami Ewy.
„Wystarczy tylko zebrać siły,
wywrócić znaki „Przejścia nie ma”,
wydostać się z kryjówki,
zobaczyć znowu poplątany, ale ludzki świat…”
Przyjaciele. Religia. Nadzieja, najpierw nieśmiała, potem coraz większa. Większa siła i pewność siebie. Trochę radości.
Spotkania… coraz częstsze… Czyżby poznała kogoś, przy kim poczuła się dowartościowana, na swoim miejscu, pewna, silna, kochana?
- Tak, mamo, tak! Kochany, ale… to tylko przyjaciel.
- Dlaczego? Boisz się bliskości, rozczarowania? Czy to dobry człowiek?
- Wspaniały! Kochany, czuły, mądry. Rozumie mnie.
- Olu, tak się cieszę!
***
- Mamo, to koniec, powiedziałam mu, że to nie ma sensu!
- Ale jak to? Byłaś taka szczęśliwa! – zdziwiła się Ewa – Co się stało?
- Robert niedługo przyjmie święcenia.
- Co takiego?! – Ewa była oszołomiona.
- No, przecież mówię wyraźnie – córka traciła cierpliwość – będzie księdzem! Już prawie nim jest!
Ewa nie miała zwyczaju zadawać Bogu pytania „dlaczego?”; według niej było to zuchwałe i pozbawione sensu. Ale w tej sytuacji po raz pierwszy spytała: - Panie Boże, dlaczego to spotyka moje dziecko?!
***
To była trudna rozmowa. Chyba najtrudniejsza w życiu. Jeszcze teraz, po kilku latach, Ewie zbierało się na płacz, kiedy ją wspominała. Złość na Roberta, jego lekkomyślność, nieodpowiedzialność, rozstrajały ją zupełnie. Egoista! Jak mógł budować więź, która nie powinna zaistnieć? Co nim kierowało? Czy był głupi? Obłudny? Wyrachowany? Czy po prostu ślepy, nieświadomy tego, jakie wzbudza uczucia? A może… może to Ola go sprowokowała szukając pomocy, akceptacji, bliskości?
- Byłem słaby. Miałem problem sam ze sobą. Niepewność, szukanie drogi, nerwy… Poznałem Olę. Nadawaliśmy na tych samych falach. To był błąd. Nie powinienem tego ciągnąć! Po wielu miesiącach rozmów z moim terapeutą zrozumiałem, gdzie ten błąd popełniłem. Dokonałem wyboru. Po raz kolejny tego samego. Nie zawrócę z tej drogi.
„ Biedny chłopaku – pomyślała wtedy Ewa – obyś zdołał wytrwać! Czy na pewno starczy ci sił?”
- To ciężka droga – powiedziała – trzeba naprawdę być mocnym, żeby unieść jej trud! A przecież kapłan musi dźwigać też ciężary, którymi obarczą go inni – musi spowiadać, pocieszać, wspierać… Trzeba mieć silną psychikę i silną wolę!
- Droga pani – usłyszała – z Bożą pomocą można góry przenosić!
- Życzę ci tego z całego serca – powiedziała – oby nigdy nie zabrakło sił i oby życie nie stawiało przed tobą takich trudnych wyborów…
- Właściwie to przyszedłem się pożegnać. Wkrótce stąd wyjadę.
- To będzie chyba najlepsze w tej sytuacji – stwierdziła Ewa. – Mam nadzieję – dodała – że zdajesz sobie sprawę z tego, że Ola cierpi. Mam nadzieję, że nie zrobiłeś krzywdy również sobie. Będę się za ciebie modlić, o to, abyś wytrwał na tej drodze, którą wybrałeś.
Złość Ewy ustąpiła miejsca politowaniu; było jej żal Roberta. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co mogłaby czuć jego matka! Kiedy wyszedł, solidnie się popłakała, ale to nie przyniosło jej ulgi. Właściwie przez kilka dni nie mogła myśleć o niczym innym.
Kiedy wróciła do pracy po urlopie, przedstawiono jej nowego, młodego współpracownika. Chłopak był – trochę zaledwie – podobny do Roberta. Miał coś takiego w spojrzeniu, uśmiechu, ruchu głowy, co przypominało Ewie tę trudną rozmowę. Młody bardzo się starał, Ewa widziała jego wysiłki, ale zbyt dużo kosztowały ją codzienne z nim spotkania. Zastanawiał się, dlaczego, przez co najmniej pół roku, odnosiła się do niego z takim dystansem. Nie mógł przypuszczać, że był dla niej swoistym „memento”.
Na szczęście, wkrótce przekonała się, że czas leczy rany. Córka okazała się w tym wypadku od niej silniejsza – przetrwała. Pozornie szło ku lepszemu. Pozornie – Ola przestała chodzić do kościoła. Dla Ewy była to klęska. Doskonale wiedziała, jak ciężką walkę z sobą trzeba stoczyć, by nie stracić wiary, zaufać, zapomnieć… To tak bardzo boli, kiedy patrząc w stronę ołtarza, zastanawiasz się, jak to możliwe? Wyrosła w dziecięcej ufności, że ksiądz to ktoś, kto prowadzi do Boga, jest ostoją, wzorem, nie oszukuje, ma czyste intencje…
***
Melodia zagrana przez muzyków coś jej przypomniała. Znała ją, kiedyś miała taki dzwonek w telefonie. Akurat w tamtym czasie…
***
Telefon, potem kolejny.
- Proszę, spotkajmy się. Porozmawiajmy przy jakiejś kawie.
Najpierw, zdziwiona, rozmawiała – oczywiście tylko przez telefon, bo takie spotkanie w kawiarni jakoś nie wydawało jej się właściwe – cierpliwie i grzecznie.
Telefon, potem kolejny.
- Spotkaj się ze mną, proszę! Muszę ci powiedzieć coś ważnego!
Co takiego ważnego może powiedzieć ksiądz, czego nie da się powiedzieć przez telefon? I dlaczego w kawiarni? Nie miała ochoty na żadne spotkanie, pomysł wydawał jej się jakiś dziwny.
Telefon, potem kolejny. Przestała odbierać.
Zaczęły się sms - y. „Dlaczego nie odbierasz telefonów? Czemu omijasz mnie z daleka?”
Postanowiła, jeśli zadzwoni, odebrać i rozmówić się z nim już bez nadmiernej grzeczności.
- Spotkajmy się gdzieś na neutralnym gruncie. Porozmawiajmy, proszę!
- Nie, nie mogę.
- Nie możesz, czy nie chcesz?
- Nie chcę. To nie ma sensu. Proszę mi powiedzieć teraz, o co chodzi, jeśli to takie ważne!
- Nie chciałem mówić tego przez telefon, ale… nie mogę tego dłużej ukrywać! Kocham cię.
Ewa szybko się rozłączyła. Cholera! Jakie to szczęście, że usłyszała to przez telefon! Jakie to nieszczęście, że w ogóle to usłyszała! Nie, to niemożliwe! To się nie dzieje!!!
Telefon. Prędko go wyłączyła.
Mąż po powrocie z pracy robił jej wyrzuty, że nie mógł się do niej dodzwonić. Trochę się zdenerwował, bał się, że coś się stało, bo telefon wyłączała niezwykle rzadko. Wymyśliła jakieś głupie usprawiedliwienie i poczuła się z tym idiotycznie. No, nie! W dodatku okłamała męża! I to przez kogo?!
Znów sms. „Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? Ja nie mam niczego złego na myśli.”
Nie wytrzymała. Odpisała: „Niepewność dawała nadzieję, pewność wywróciła świat.”
Przez kilka tygodni odbierała telefon, tylko kiedy dzwonił mąż lub dzieci. Każdy dzwonek wywoływał paniczne bicie serca. Kiedyś, zajęta czymś w kuchni, odebrała telefon odruchowo, nie patrząc na wyświetlający się numer.
- No, nareszcie! Bałem się, że już cię nigdy nie usłyszę!
Już miała się rozłączyć, kiedy nagle zebrała się na odwagę – Bo nie usłyszy mnie ksiądz więcej! – powiedziała.
- Ewa, posłuchaj, powiedziałem, co czuję już od dawna, ale przecież z tym nic się nie wiąże! Nigdy nie myślałem o żadnej kobiecie, z żadną się nigdy nie związałem, przecież jestem księdzem!
- To w tej sytuacji chyba nic dziwnego – nie wytrzymała.
- Ciebie kocham i chciałem, żebyś to wiedziała. Czy to źle? Nie oczekuję od ciebie niczego, tylko żebyś się ze mną spotkała i porozmawiała!
„Boże, to przecież bez sensu” – pomyślała Ewa i powiedziała – Dla mnie źle. Albo co najmniej nie na miejscu. Cenię księdza, więc grzecznie powiem: proszę, jeśli ksiądz chce, abym zachowała dla niego szacunek i aby nasze wzajemne stosunki zostały poprawne, proszę więcej nie używać tego słowa!
- Nie rozumiesz mnie. Ja w tym nie widzę nic zdrożnego. O, właśnie przejeżdżam przed Pałacem Arcybiskupim. Ksiądz kardynał na pewno by mnie zrozumiał lepiej niż ty!
To już wydało się Ewie tak absurdalne, że aż ponad jej siły.
- Muszę kończyć – powiedziała – żegnam.
***
Każda obecność w kościele sprawiała ból. Na szczęście w jej mieście było ich wiele. Nie wyobrażała sobie życia bez Boga. „Pomóż mi, Panie – prosiła – pomóż mi nie myśleć o tym, daj mi siłę, by zostać przy Tobie. Chcę Ci ufać! Pomóż mi!”
To tak bardzo boli, kiedy patrząc w stronę ołtarza, zastanawiasz się, jak to możliwe…
***
To niesamowite, jak ta muzyka współgrała z tym, co czuła!
„Choć czasem padamy z nóg, znamy zasady tej gry;
Gdzieś ukryte są drogowskazy – Twój jasny ślad…”
***
Nie było łatwo, ale dała radę. Nie na próżno mówią: „czas jest najlepszym lekarzem”.
Ona dała radę, nie poddała się tak, jak teraz Ola…
Dlatego zawsze, kiedy słyszała: „módlmy się za tych, którzy odeszli od Boga…”, wszystko to do niej wracało. I zawsze po cichu dodawała: „módlmy się też za tych, którzy w kościele pozostali…”, bo czuła, że co najmniej trzy osoby tego bardzo potrzebują…
Koncert się skończył. Ludzie nieśpiesznie opuszczali kościół. Muzycy składali sprzęt. Ewa podeszła do poznanej dziś pary, by pogratulować im występu.
- To pani tu jeszcze jest? Była pani na koncercie? Podobał się?
- Chciałam trochę odpocząć i zostałam. Było pięknie! Gratuluję i … dziękuję! W tej muzyce – waszej i zespołu – było coś, co pozwoliło mi przemyśleć kilka spraw. Czuję się, jakbym zamknęła jakiś rozdział. To dziwne, bo choć odsuwam od nich myśli, problemy nadal istnieją.
- Ale może trzeba się z nimi pogodzić? Z pokorą je przyjąć i pozwolić, by czas zrobił swoje? A może po prostu pozwolić Bogu działać? – powiedziała nowa znajoma.
- On działa cały czas, tylko my nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę – dodał jej mąż – może dziś dla pani nastał ten moment, od którego będzie tylko lepiej?
Warunki jazdy trochę się poprawiły. Jechała powoli. Po dźwiękach, jakie niosły jej myśli przez ostatnią godzinę, nagle zaczęła jej przeszkadzać cisza. Włączyła radio. Znów usłyszała ten charyzmatyczny głos:
„Tu jest tak, jak ma być
i ma być tak, jak jest.
W przeciwnościach jest też życia sens i smak,
póki miłość jest w nas…”
Cytaty pochodzą z piosenek zespołu Zakopower

Ocena wiersza

Wiersz został oceniony
10 razy
Treść

6
8
5
2
4
0
3
0
2
0
1
0
0
0
Warsztat

6
1
5
9
4
0
3
0
2
0
1
0
0
0

Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.





Komentarze

Kolor wiersza: zielony


Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.


Elżbieta
Elżbieta
2024-04-20
Wspaniała opowieść, "układanka" ze zdarzeń, które pokierowawały ludzkimi losami, jesteś Marysiu, narratorem, nie oceniasz a opowiadasz, to rola czytającego jakie wysnuje wnioski i refleksje!
Piszesz świetnym językiem, z dużą kulturą, ciekawie splatasz wątki!
Pozdrawiam serdecznie, Marysiu, z uznaniem:))⭐

samisen
samisen
2024-04-17
Każdy w życiu swoje pięć minut ma...
Pouczająca i wzruszająca historia.

Pozdrawiam serdecznie :)

bez definicji
bez definicji
2024-04-16
Ciekawe opowiadanie, bardzo.

Pozdrawiam Marysiu 🌹🍀

Beata1
Beata1
2024-04-16
Piękne, prawdziwe opowiadanie o przestrzeni pomiędzy uczuciami a decyzjami które wywierają wpływ na innych ludzi. Dużo budzi różnorakich refleksji życiowych bo niczego nie upraszczasz ani nie ubarwiasz, nie osądzasz ale też nie relatywizujesz. Bardzo wciągająca treść i wykonanie, podziwiam Marysiu!
Pozdrawiam serdecznie :)

Kinga
Kinga
2024-04-16
Bardzo życiowa historia , opisana wciągającą treścią . Brawo Marysiu :)

Pozdrawiam serdecznie :)

LydiaDel
LydiaDel
2024-04-16
Historia pisana piórem życia. Przeczytałam jednym tchem. Pozdrawiam

Urszula Ganc
Urszula Ganc
2024-04-15
"Nie było łatwo, ale dała radę...". Ależ to prawdziwe... Przeczytałam na jednym wdechu. Serdecznie, Marysiu.

matka
matka
2024-04-15
Witaj , piękne opowiadanie i bardzo prawdziwe. Pozdrawiam serdecznie i pozostawiam gwiazdki Irena

Waldi1
Waldi1
2024-04-15
to jest prawda ... pozdrawiam serdecznie ...

JoViSkA
JoViSkA
2024-04-15
Bardzo ciekawe opowiadanie dające do myślenia :)
Pozdrawiam serdecznie :)


Pokaż mniej


X

Napisz powód zgłoszenia komentarza do moderacji

X

Napisz powód zgłoszenia wiersza do moderacji

 

x
Polityka plików cookies

Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.

Klauzula Informacyjna

Szanowni Użytkownicy

Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).

W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.

O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.

Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.

Czytaj treść polityki prywatności