COVIDION
bohater dramatyczny
Do koczkodana:
Cóż strach cóż imaginacja moja
Bo w was człekokształtnych
Jedyna ostoja
U nas pomór
Szczepią ratunku
Płci już nie stwierdzisz
Po gatunku
Małpiszonie Darwinie
Weź swój ogon długi
Wschód z zachodem zawiąż
opleć stare z nowym
To ogniwo rozpal
Przetop zakop
Z robactwa tego
Nowy dom wyrośnie
I jak słowik w rześkim powietrzu
Przewierć na wskroś dusze
Te zmory
Wola głos z góry:
Myślom zakładacie kagańce
Radość w słoiku trzymacie
A niech pęknie w was
Ta struna
(ci z bieguna do bieguna)
Stopi się jak lody
Wypłynąłeś na glebie a głębia już sucha
Dalej rycerze sen wasz już umyka
W Alpach czy w Tatrach
Wszędzie słychać trzask
Łamanych przysiąg
Trzy razy jeszcze
stuknie opróżni sakiewkę
Wyszczerbi
I umrze
Karol Wielki
Ty coś bredził trzy po trzy coś
Wąchał majtki jak trzeba było pościć
Pójdziesz mi stąd
Nakłaniam
Złożyłeś ikrę ona przysmakiem
Samego czarta
Sięga po nią
Językiem
Dostąpi przyjemności
Koczkodan:
Proszę dobrze choć niejasno
Wesz nie macie i nie ma kto krwi spić zepsutej
U nas przysmak to i czule wyskubie mi mamusia
A ty szczuj pluj jadem krwi przelanej
Jedenasty już rok jak po brzozie nie skaczem
Szkolić was będę witką z kokosa bo na sok nie zasłużyliście
Niech się kręci w was kręci bat cierpki
A z tego bata łza
Do czary ja wtedy według
Prawideł
Przodka waszego
Wymaluję nią w jaskini
Siedem kresek długich
I wciągnięcie razem z mrokiem jaskini
A wyjść nie wyjdziecie
Nie jak Platon
Zostaniecie na tysiąc lat aż się zacznie
My będziemy w górze
A wy w dolinie
I odwróci się wszystko
Bo wszystko jest wszystkim
W Bezimiennym ponazywane