Korzenie
choć barwy i kształty
tak rzeczywiste,
tak dokładne.
Stary, drewniany dom,
kryty słomkową strzechą.
Pod stopami czuć chłód –
wytarte gliniane klepisko.
Wejście przez wysoki próg,
ściany sieni bielone.
Z boku izba – ciepło czuć,
fajerki oberka tańczą.
W środku ojciec z matką,
stoją, a w oczach ich łzy.
Szepczą, lecz tylko ruch warg
przecina powietrze – nie słychać ich.
Ręce zbolałe, wyciągnięte,
skóra dłoni brunatna, zgrubiała.
Na nich śnieżnobiała, lniana chusta –
otula kruchutkie ciało.
Podają je z uśmiechem,
bez obawy, pełni wiary.
Trzymam Je teraz mocno,
bezgranicznie zakochany.