Nie-do-zachwyt
dzięki Ci Boże za życie i śmierć i wiatr
piękno i ohydne końce i nie plugawione poranki i październiki
przez witalne zwierzęta - święte bestie - których prawem jest bycie wyspą
bycie sobą i niczym więcej
a przecież mądrość życia tworzy chorych, ta mądrość życia zwana
Bogiem lub Ewolucją,
to szaleństwo życia tworzy uciśnionych, słabych, a oni widzą sieci wiążące
a wyspy dryfujące odbiegają jak komety
jak lokalne wszechświaty się gdzieś wiecznie zapadające i mknące
po liniach chaosu
mądry snami
w królestwo duchów i aniołów zapatrzony
wzruszony wiatrem
tańcem drzew na błękicie
nie dla mnie jednak, w moich snach wiecznie obecnym
w łóżku
w którym komunikuję się z kolorem złotym
jego głębią zwierciadlaną, zstępowaniem w liście
i miody i tęczówki
w które przychodzę na spotkania i rozmowy
konsylia anielskie
do swej jaskini gnicia ku światom zapełnionym, napełnionym
przez smartfon przyszłości
a z którego wstanę
silny jak Dracula
nowy jak dziecko
jeśli po drodze-żeby po drodze do łóżka
od momentu gdy zobaczyłem
tańczącego-tańczące drzewa i gołębia
stało się
wypełniło
spółkowanie
kosmosów kosmosu w kosmosie
przyszłe-przeszłe pokładziny ze światem
