Kolejny bezsens, o!...
wypełnione są na niby,
nawet słońce nie wierzy,
że na coś tam trafia,
chociaż codziennie świeci
prosto na przedmioty,
które istnieją nie tak samo,
jak to, co było prawdziwe
i zaklęte w oczach z odbiciem
tej całej „przestrzeni".
Słowem, czegoś brakuje.
Momentów, zanim zamknęły się drzwi
po drodze na schodach ze wspomnieniem
sennego uśmiechu i pomruku wdzięczności
za czas pomimo porannego pośpiechu
do życia w pogoni za lepszym jutrem.
Szorstkości na dłoni, która poznała to samo
i z drugą do pary stworzyły całość
jak fotele bujane przy zimowym kominku
albo dwa gołębie nad nowym rynkiem
co szykują się do swojego gniazda.
Zapachu odbitego na prawym siedzeniu,
tego samego co z drugiej poduszki
wieczorem układał powieki do snów,
zapachu obecnego w każdym wspomnieniu,
tego samego, który przenikał skórę,
gdy tylko na moment zabrakło słów.
Kroków wydeptanych wokół spraw
dwóch codzienności w pokojach
szykowanych zawsze dla dwoje
by nie zatracili swego sensu,
idąc gdzieś gdzie nie po drodze.
Świszczy pustka w zagubione pole.
X.