* (życie mija, misternie...)
życie mija, misternie
skupione na szczególe
pozwala mi
hojnie dorosnąć do ziemi
zharmonizować się
z giętkością korzeni, miękką
ciepłotą gliny i piasku
pogrążam się w kwitnącym zapachu
pleśni w otwarty seks
sędziwej ziemi
udomowiony błyszczący robak
uśmiecha się do mnie
pod seledynową pierzyną mchu
widzę karawanę
nieprzerwaną strużką podąża
przeze mnie
wielbłądy podróżne, jest ich tak wiele,
ile momentów
każdy coś dźwiga
zapach smażonych jabłek,
kolor oczu pewnego mężczyzny,
krzywą wieżę w Pizie,
nieleczoną gorączkę,
fragment morza
z żaglem i bez
po długiej podróży do poziomu ziemi
pod powiekami liści ułożę się
we wnętrzu igliwia, spróbuję
pobyć popiołem
otulę się aksamitną dżdżownicą
ogrzeje mnie
istota śmierci
grubą brunatną piersią
ukołysze i wykarmi
nade mną
blade paciorki pierwiosnków
rozsypią się tkliwością wczesnej wiosny
a wiatr odetnie im główki
jak wszystkim wzruszeniom
zakwitną wrzosy
sinym urokiem
plastrów mięsa
zaplecie z nich wiatr
bordowe warkocze
niby wieńce na mogile
które same spod ziemi przeciekły
w którąś porę roku
powstanę
w którymś ujęciu deszczu
i słońca, niewidzialna,
wdrapię się na wierzchołki sekwoi
wgryzę soczyście
w tętniącą aortę
nieba