z szarością nam do twarzy...
miały warkocze i wianki ze stokrotek
na białych rękawiczkach
ciepłe kakao pozostawiło plamy
obcięły włosy pomiędzy
majem a sierpniem
by czas
nie zdążył przerzedzić
w szklanej witrynie perukarni
łyse głowy
nagie i zadziwione śniły o kolorach
dla nowej twarzy po życiu
nadzieja
trwała w zamkniętych cząstkach kobiet
bez pamiętania cierpienia
z otwartych okien zapach kapusty
i śmiech chłopców kopiących piłkę
wykradał ciszę
zamknij okno prosiły
szorowały podłogi by oszukać sterylność oddechu
bezpieczną biel na przejście
szorowały garnki do pierwszej warstwy wypalenia
połykały zachłannie powietrze
liczyły drzewa za oknem
wciąż siedem
szeptem mówiły
zapomniane przez Boga