Gniazdko mi się pali! (22)
Okazało się, że akurat wtedy, gdy byłem w szpitalu, moja siostrzyczka i jej narzeczony przyjechali z Zakopca i nieświadomi, że mają w domu lokatorkę, śpiącą jak ruska lala w ich przedmałżeńskim łóżku - poszli wziąć prysznic: Anka na dole, a Szymek na górze.
Po kąpieli mój przyszły szwagier wsunął się pod kołdrę i był święcie przekonany, że Gabrysia to Anka, która wyrobiła się z kąpielą wcześniej niż on. Wtulił się więc w jej plecy i ująwszy w dłonie niewielkie piersi mojej dziewczyny, zapadł w sen. Nie wiem, co by było, gdyby piersi Anki miały wielkość melonów lub chociażby grejpfrutów. Pewnie trudno byłoby wtedy wytłumaczyć nagły spadek objętości rzeczonych i zaraz by się skapował, że ma do czynienia nie z oryginałem, lecz podróbą made in inna laska.
Prawda bowiem jest taka, że moja siostra dostała od Stwórcy jedynie nogi do samej ziemi, na których moi koledzy „wieszali oko” z sześćdziesiąt razy na minutę, gdy była ubrana w miniówę. Natomiast jej biustonoszem nie mogłem im zaimponować.
Kiedy w piątej klasie podkradłem jeden z nich i przyniosłem do naszego Tajnego Klubu Fetyszystów (tak bym dziś nazwał ten żałosny klub, bo w tamtym czasie nie odróżnialiśmy fetyszystów od faszystów), chłopaki niemal zabili mnie śmiechem. Arnold, niczym trofeum, dzierżył w dłoni stanik ciotki (zwędzony na imieninach), który mógł swobodnie służyć za namiot dla niemowlaka, więc reszta cieniasów, trzymających marne miseczki A i B, mogła się schować (najlepiej do owego namiotu).
Wróćmy jednak do wydarzeń pamiętnej nocy. Kiedy odświeżona Anka przyszła do łóżka, nie zapalała już światła, tylko kopnęła pieszczotliwie narzeczonego w zadek, mrucząc mu do ucha jak kotka:
- Posuń się albo posuń mnie…
I wtedy Szymon doznał wrażenia, że coś z nim „nieteges”, skoro trzyma w dłoniach słodkie cycuszki swojej Ani, a z tyłu słyszy jej głos. Natychmiast usiadł, myśląc, że to sen, ale zaniepokojona "kotka" też usiadła i zapaliła lampkę. Widząc dziwną konfigurację z obcą, gołą babą we własnym łożu, wymierzyła ukochanemu siarczystego bekhenda .
- Ty świnio!
Szymek, nie rozumiejąc, co się dzieje, patrzył na obie kobiety przerażonym, ale i zaciekawionym wzrokiem. Oczywiście Gabi też się obudziła i natychmiast wydarła na cały megafon, nie wiedząc kim są ludzie w łóżku, w którym teoretycznie powinienem być ja. Czeski film.
Na szczęście, dzięki mojemu pojawieniu się, wszystko zostało szczegółowo wyjaśnione. Dokonałem szybkiej prezentacji i zabrałem Gabi do swojego pokoju, gdzie na wąskim łóżku, przytuleni do siebie do granic możliwości, prawie do rana zaśmiewaliśmy się z całej tej sytuacji.
Przy śniadaniu atmosfera była na luzie. W końcu niektórzy poznali się już bardzo dobrze.
- Jak to się stało, że nie widziałem twojego samochodu przed wjazdem? – zadałem pytanie Szymkowi, sięgając po plaster zakopiańskiego oscypka.
- On zawsze parkuje w garażu – uprzedziła odpowiedź Anka. - My za to nie zauważyliśmy twojego.
- Ty lepiej zapytaj ją, jak to się stało, że wróciliśmy wcześniej – odezwał się Szymek.
Popatrzyłem na siostrę, obserwując kątem oka reakcję jej narzeczonego, który śmiał się, aż blat stołu zaczął trząść się razem z jego brzuchem.
- Wszystko przez gniazdko. – Ance też zrobiło się wesoło. - Szymek wyszedł przed pensjonat zapalić, a ja prasowałam bluzkę …
- Dodaj, że w samych stringach – wtrącił chłopak.
- No i nagle zaczęło się dymić z gniazdka. Spanikowałam i wybiegłam na korytarz. Akurat z góry schodził właściciel, więc krzyknęłam: „Panie Janku, gniazdko mi się pali”, no i on…
- Z ogniem w oczach – wtrącił Szymek – czym prędzej pobiegł za nią do pokoju.
- A wszystko to widziała jego żona, góralka z krwi i kości, stojąca na końcu korytarza. Była pewna, że inne gniazdko mi się pali, więc przybiegła ugasić mój pożar. Zderzyła się w drzwiach z mężem, bo pan Jasiek leciał wyłączyć prąd, ale nawet nabity guz nie otrzeźwił pani Hanki. Kiedy Jaśka już nie było w pokoju, rzuciła się na mnie z takim wrzaskiem, że uciekłam na balkon. A ona mnie na nim zamknęła: gołą i niewesołą.
- A niek ci sie to gniozdko na dwoze poli, jak twój chłop zatyroł się kasik, ceperko jedna! Jo tobie nie widzem jutro!
Koniec cz. XXII