Egzekucja mych słabości
na stosie swej znieczulicy.
Słyszę ich wrzask rozpaczliwy,
najgłośniej zaś wrzeszczy sumienie;
Któremu splunąłem w twarz dawno.
Czymże jest? Pułapką zwykłą.
Siecią pajęczą, w której
motając się męczy ofiara.
Ja zaś, Pan swej własnej woli,
Bóg kultu, co powstał wśród wspomnień
dobijam już mizerykordią
ostatni sentyment zwodniczy...
Empatia mnie błaga o litość,
lecz litość spłonęła już dawno
wraz z przebaczeniem, które
nóż w plecy mi wbiło zdradziecko.
I płonie. Zaś swąd spalenizny
dziś pachnie jak ogród różany.
Patrz, Boże! Zbierz już coś zasiał!
Patrz jak twe kłamstwa odrzucam!