"Samobójstwo nr 5"
Jestem gotowa.
Osuwam się w wannie do momentu, aż twarz znajdzie się pod taflą wody.
Leżę wygodnie.
Czuję spokój.
Woda jest zimna.
Mój oddech w momencie wejścia do niej był krótki i płytki.
Tym razem się uda.
Zastanawiam się, ile czasu będę w stanie wytrzymać zanim mój organizm zacznie panikować i domagać się o nową porcję tlenu.
Czy dziś uda mi się powstrzymać impuls, który sprawił, że dochodzi do tej sytuacji kolejny raz?
Moje galopujące myśli uciekają w stronę rodziny.
Kto pierwszy mnie znajdzie?
Ile czasu to potrwa?
Nie umieranie, a znalezienie mnie.
Co poczują?
Rozpacz, pustkę, pretensje?
Co pomyślą?
Jak to wszystko dalej będzie wyglądać?
Widzę przed oczyma te sceny i kilka możliwych scenariuszy.
Jest tak wiele pytań, ale mój organizm odpycha ode mnie te myśli.
Zaczyna się.
Czuję jakby moje płuca były przygniecione.
Organizm domaga się tlenu.
Chcę zrobić wdech, ale szybko karcę się w myślach.
To trzeba zakończyć tu i teraz, na zawsze.
Jaki człowiek próbuje odebrać sobie życie?
Zdesperowany?
Słaby?
Samolubny?
Już wiem, że nie ma drogi powrotnej.
Jestem gotowa.
Ostatni raz przywołuję obraz mojej rodziny.
Chcę zapamiętać te najlepsze chwilę.
Odejść myśląc o tych najlepszych chwilach.
To właśnie wtedy.
Wynurzam się łapiąc łapczywie powietrze.
Wdech, wydech.
Powtarzam.
Patrzę w lustro wiszące na przeciwległej ścianie.
Widząc swoje żałosne odbicie, słyszę ciche pukanie do drzwi i pytanie czy wszystko w porządku.
Wrócili.
Od długiego czasu nic nie jest w porządku.
Wychodzę z wanny, wypuszczam wodę.
Patrzę na swoje sine usta i zaróżowiałą, zimną skórę.
Następnym razem, mówię cicho.
Następnym razem.