Cztery pory roku w ogrodach ciszy...
dojrzewają słowa
brzemienne pełne plonów
chylą się ku ziemi
szukając zagubionej kropli wody
upał doskwiera zieleni
pszczoły i motyle stroją trąbki
na nektar polnych kwiatów
w trawach świerszcze grają etiudy
pierwszy klucz żurawi już żegna lato
wdycham pachnące letnie słowa
nie potrafię zatrzymać tego czasu
szkoda…
Jesienią w ogrodach ciszy
żółkną więdną słowa
drzewa szepczą pożegnania
ścielą złociste dywany
jesień maluje obrazy
kusi złotem i czerwienią
umilkły już słowa letnich traw
babie lato wplątało się w moje włosy
barwy stroją się w ten jesienny czas
natury słodkie zamieranie
wszędzie liście i liście
dni wędrują zagubione
dogasają płomieniem listopadowej pamięci
mijam uśpione ogrody ciszy
pełne zdławionej nadziei
Zimą w ogrodach ciszy
marzną słowa
umierają kwiaty sztywnieją gałęzie
nagie drzewa z zimna drżą
zacina deszcz w mokry śnieg
natura straszy smutkiem i golizną
zamarzają słowa
jest ich co raz to mniej
jak trudno jest przetrwać
ten zimny czas
w zarodku oczekiwania
lecz kiedy spadnie śnieg
wszystko utonie w bieli
diamentowym blaskiem zaiskrzy
otworzy futrynę drzwi
dla nadziei… na lepsze
Wiosną w ogrodach ciszy
budzą się słowa
pełne życiodajnych eliksirów
ziemia powstaje pęcznieje
wonią kwiatów budzi zmysły
co dnia wybucha zielenią
w promieniach słońca zakwita
z każdym dniem jaśniej weselej
odradza się poemat życia
różowa zaduma w srebrzystej rosie
aromatem płatków jabłoni
oznajmia wiosnę
miłość rodzi się
w sercach ludzi
w kwiatach
w drzewach
w śpiewie ptaków
w radości i w tańcu
bo cóż warte jest
życie bez miłości
w ogrodach ciszy…
zawsze usłyszysz szepty słów…
hej życie… życie