Dożywocie
Klęknę zaraz na kolano,
mam dla Pani gałązkę próśb.
Otwórz swoją jaźń szykowną
wypełnioną bukietem wróżb.
Już się moja postać wiotka
(choć nie bardzo w to dowierza)
z domowego wczoraj kotka
w drapieżnego zmienia zwierza.
Sam pognałem hen daleko,
gdzie nie sięga świat nieznośny.
W snach - i ot tak - pod powieką
mieszka cień twój wciąż radosny.
Jest w twym ciele rękawica
w twarz rzucona mojej jaźni.
Z wypiekami na polikach:
- Naga wejdź do wyobraźni.
Figowym nie kryj się listkiem,
ja nie jestem stale sprośny.
Wszak z intencją zawsze czystą
zamieszkuję co noc twe sny.
Daj mi lekkie przyzwolenie,
co sugestią za nos wodzi,
a ja zadbam o spełnienie;
seks ci ze mną nie zaszkodzi.
Lżej przez nocne brnąć czeluści,
gdy od chęci żądz podniosłych,
mrok rozświetla szczery uśmiech,
jak żarówkę rozpalasz ty.
Jest w nas wątek niepoznany,
to z pewnością nie błahostka,
gdy w ramiona zakochanych
drzwi otwiera nam beztroska.
W drapieżniku to nie kotek
wiersz ów pisze ku litości.
Jedenaście długich zwrotek
tęsknię szeptem namiętności.
W wierszu tym jest ukojenie:
przepych, sytość, pełne usta.
Jest jakiegoś smutku tchnienie,
przenikliwa pustka lustra.
Jakaś ckliwa łza rozpaczy
w dożywociu niepewności,
która pyta: co to znaczy,
być tak ciężkim od miłości?
Witold Tylkowski