O Japońcu, co czyścił kible (Perfect days)
szorując szczotką to w lewo, to w prawo.
Była to jego praca, miał do niej zacięcie,
Co było wczoraj, jest dziś, jutro też będzie.
Choć skromnie przędzie, tak o mniej więcej,
ulotne chwile dla niego są najpiękniejsze.
Lepsze dni? Dla niego perfekcyjne zajęcie,
Choć miał problemy, były jak brzucha wzdęcie.
Coś co minie i już raczej nie przybędzie,
Radość sprawiała mu przyroda, we względzie
Pogoda ducha i współpracownik co więcej,
Nie psuł mu jej, choć miał dwie lewe ręce.
Ten raz od niego pożyczył pewne pieniądze,
Główny bohater nie zachował się mądrze.
Chciał pomóc, ten zaś stwierdził skądże?!
Nie ma problemu, gdy zwolnię się, ach te pieniądze.
Japoniec nie miał ich w sumie zbyt wiele,
Nie był mamony wcale trzcicielem
doceniał On wielkie piękno tego świata,
Traktował drugiego jak siostrę i brata
Kochał świat, książki i darmowe napoje
gdy za ciężką pracę dawali mu pić i pojeść
Miał kilka ulubionych miejsc w tym pralnię,
By w czystym ubraniu szorować, ACH NIE!
Byłbym zapomniał, miał jeden dzień wolny,
spędzał go na rowerze, tryb życia spokojny,
Miał też córkę, chyba przybraną i miłość,
Z tą miłością trochę na wyrost, chyba, że do życia.