Poławiaczka słonecznych kamieni
przemknęła
złoto-beżowym porankiem
dziewiczej jeszcze plaży
w pelerynie z widma gwiazd
zbierała słowa -
kosmiczne bursztyny
stężałe od znaczeń
sensualne słońca
ukryła za horyzontem
duszy
by mogły wzejść
wierszem
w kolorze indygo
na tarasowym stoliku
miedziany tygielek
z kawą ze świeżo mielonych
jemeńskich ziaren
i dwie filiżanki
(zawsze z błękitnej porcelany)
jedna dla mnie
a druga dla niej
w końcu spotkanie z poezją
zdarza się nieoczekiwanie