Kwiatek
Zapachniało marcem w trawie,
zimy topiąc kamuflaże,
souveniry psiej ekskrecji
wskroś wypstrzyły się z roztopów,
pod trzepakiem koło bloku
zakwitł polski kwiatek miejski.
Kopci petem w poliester
patrolując miejską przestrzeń,
biel i czerwień pierś mu zdobi,
bogobojny, ojczyźniany
kwiat wyklęty, z kotwicami,
na nogawkach burych spodni.
Farmazonem z pasternakiem
mami dziewczę pod trzepakiem,
że im przejąć chcą podwórko
Żydzi, Niemce, islamiści,
że na szczęście ma szabelkę
on, podobnych jemu więcej
wyrezają w pień ich wszystkich.
Nowa wojna mu się marzy,
byle mógłby kogoś zabić,
węszy zdrady, szuka wroga,
z braku laku wśród rodaków
tropi gejów i lewaków,
dla Ojczyzny, w imię Boga.
Ene, due, rabe, kibel,
rośnie kwiatek na pohybel
człowieczeństwu wczoraj, dzisiaj,
później znów gdzieś na ulicy
w jakieś święto, z resztą dziczy
Rotę ryczy, prężąc „sieg heil!”.