-3℃
Nabieram do ciebie dystansu, niech rośnie,
W tym zimnie serce i myśli tracą rezon,
Duszą się w tłoku Kowloon, na ulicznym rozdrożu,
Gdy wypuszczam je w świat, karcone z trudem.
Uśmiecham się, choć rozdarcie mnie dzieli,
W niepokoju atakującym, co dusi jak cień.
Ścisnę go na śmierć, nadam mu imię — John Doe,
Niech zniknie, jak noc, co się kończy nad ranem.
Uderz mnie chłodem, lecz tylko w pokoju,
W którym samotność jest naszym sprzymierzeńcem.
Zjem obiad z nami — ja, ty, i ta cisza,
Co serca wypełnia lodem na nowo.