Coś na kształt bluesa
kroplami deszczu
Blues rozdziera moją duszę
czy mówić o tym więcej muszę
Moje serce łkając chce odpędzić
cienie szubieniczne zbierające się
Nade mną czyściec otwiera wrota
Nie chcę tam iść za winy swe nieodkupione
niespełnione, nie przeze mnie popełnione
Na ziemi pustynia jest sucha lecz nie pusta
Po spieczonych ustach piasku iść muszę
bo nie ma miejsca na ludzkim szlaku.
Popłyną myśli, słowa i łzy rzeką Missisipi,
rzeką Wisłok starszą od świata, który znam,
pamiętanego może przez duchy,
paru starych ludzi tu i tam.
Nurt spokojny zaniesie je cicho
przez cienie drzew i brzegów
w letnich upałach i ogrzewając w słońcu
skargi i troski, jak Boską ręką głaskane dzieci
i skrzywdzone zwierzęta.
Liście szumią lekko wzdłuż brzegu
jak pieśń przesuwająca się z wiatrem
przez te strony, z tęskną nutą,
którą ta ziemia słuchała już nieraz.