wieczny sen
wśród grobów szukam nadziei
obnażę granit niebytu
ozdobię światłem przymierza
lśni z dali płyta kamienna
tłumiąc odwiecznych win brzemię
grzech pierworodny zmazany
za cóż cierpimy niezmiennie
kierując myśli do nieba
stąpam echami wspomnienia
podmuchem wiatru spłoszona
butwieję jak liść jesienny
nasz ślad nikłością utkany
przyblednie w świetle wieczności
łzy bólu otrze doczesność
kamieniem winy ciążąca
tak mało trzeba do życia
w ostatnim naszym oddechu
zostanie tylko nadzieja
z krzyczącą ciszą walcząca