Na pustyni 2
pod bosymi stopami ziemia spalona
słońcem jakiego nigdy dotąd nie było
ostatnie źdźbło trawy obrócone w pył
nie ma już tamtej roześmianej łąki
jeszcze wczoraj była cała zielona
wyschnięte skonało życia źródełko
niedawno ptak wodę z niego tam pił
a nade mną niebo prawie przejrzyste
pojedyńcze chmury ukryte za mgiełką
palcem na obłoku list piszę
nowe myśli łapię w czerwonym słońcu
o tym co jutro może wreszcie się spełni
albo znów przyjdzie tylko z dobrym snem
obojętność jest gorsza od suszy
nieznana oaza gdzieś tam może czeka
kiedy karawana dusz w drogę wyruszy
dołączę do niej choćby na samym końcu
aby odszukać choć jednego
Człowieka