Hammamat
gubiąc noc na bezdrożu ciszy
galop koni zarysował
ostatnie tchnienie horyzontu
za murami morze przykryte dywanami
dialog blasku niedopalonych świec
trącam niebo urwane gwarem krętych ulic
samotność potyka się o garb wielbłąda
koci wzrok i jaśminowy salon
dobre samopoczucie to towar deficytowy
szczególnie w poczekalni kolejnego dnia
irracjonalny demon gardzi zegarami
lekarze zmuszeni są wyjść
młodość zostaje królem starość błaznem