noc kolorów nie zobaczy, póki dzień ich nie pokaże
poeta cicho w półsen zapadł
skromności jego, nie wyniosłość
ciemną doliną boso stąpa
szara poduszka, motyw cieni
do głowy przytulona
mogłaby przecież czytać w myślach
ale wciąż zawstydzona
pod oknem brzoza utleniona
na kształt stolika wystrugana
krzesła aksamit wyliniały
już nie zachęca do siadania
klucz gęsich piór starannie ułożony
dziko gotowy do odlotu
świecznik tej nocy wygaszony
dłoń Pana niesparzona
wosk dawno się wypalił...
knot jednak gdzieś pozostał
Jego słowa nadal mi brzmią w uszach
"Bieda zawsze mnie poklepywała po plecach, ale wena w tym czasie często podawała mi rękę"