Ząbki i kaprys
i w osłupieniu liczyłem sekundy,
do poetyckiego uderzenia.
Gdy przyszło spłodziłem tekst
o blasku twego uzębienia.
Więcej napisać nie zdołałem,
rażony agonalnym stanem
swojej żuchwy.
Wymieta kartka ze strofami,
wzniosła się lotem żurawim
niegodna dobroci i cudów.
A było ich w tobie
jak w roju pszczół
odwłocznych pasków...
Bandyta.
To słowo zdjęło ze mnie
odpowiedzialność za kaprys autora.
Zima była łaskawa przed północą,
przed uśmiechem losu,
przed nszymi szczękami...
Nie zadzwonisz więcej?
Zatem za górami, za lasami...