Las dieciseis horas
Jedno odchodzi, by drugie nadeszło
Liście suche, trawy żółte, kwiaty
Co nie schodzą z kanonu piękna
Teraz oddają pokłon nowej zieleni
Przypasają się w sekretne barwy pąki
Otwierają swoją nagość pod niebem
A jeden co nie może, liczy do godzin
Szesnastu, gdy zajdzie słońce, objawi
Księżyc swą bladość, pokaże on jeden
Prawdziwej rozkoszy bliskie to piękno
Płonące swą czerwienią róże przygasną
Przy blasku jego nieskazitelnych płatków
Taki urok rzuciła natura od ciepłych lasów
Do szczyt gór, niezmierzona siłą ogrodów
Zachwyt pozostał, róża imię zmienić miała
W Eden i ci nadzy nie widzieli takich cudów
Zostali, a godzina zamknięcia ogrodu wybiła