ciepłość z cyklu PoPlonie
ostre promienie niczym języki wściekłych psów liżą Annę po karku
w rozchełstanej koszuli jakby zachęcała
glaszcz ino po mału
zniszczonymi dłońmi zagarnia naręcz wrotyczu
żółte kulki drażnią napęczniałe piersi
odużona zapachem dziurawca i mięty
przystaje
powoli przeżuwa listeczki bylicy
rozgniatając językiem delikatną strukturę
gorąc
może w cieniu starej ulęgałki znajdzie ukojenie
tenten racic obwieszcza przybycie gości
dwie sarny spłoszone puściły się polem
depczą kolby kukurydzy
to nic
to życie