o innej marzyłem miłości
nie tej ubranej w kolorowe piórka
jak na karnawał

bez szminki i zbędnych kostiumów
autentycznej i pełnej radości
tej naturalnej
wiecznej

zakochałem się
w twych rozmarzonych oczach
w nich odnalazłem siebie

z piegami na twarzy
luźno spiętym warkoczem
błądziłaś ze mną po leśnych dróżkach
podjadając pachnące poziomki
i wykradając rudzielcom orzeszki

na polance straszyliśmy zające
szukając echa
a między rozłożystymi konarami
wymienialiśmy namiętne pocałunki

ciepłym wieczorem
po krótkiej pogawędce
z księżycem
zatopieni w słowiczych
serenadach
delektowaliśmy się boskim trunkiem

w wolnych chwilach
uczyłaś motyle fruwać
podczas gdy ja
liczyłem pszczółki w ulu
bo byłaś spragniona miodu

rozkochany bez granic
pragnąłem razem z tobą
tanecznym krokiem
przejść przez życie

byłaś mi
żoną
siostrą
kochanką
przyjaciółką

moim życiem

na wytwornym papierze
podpisaliśmy wyrok

odkąd jesteśmy małżeństwem
oddalamy się nieustannie

nawigacja uczuć
zawiodła

nie reagujesz
na moje sygnały

czyżby ten akt
tak wiele zmienił

więc tkliwie zebrałem resztki
mojej zranionej miłości
chowając je dyskretnie
w podziurawione marzenia

i… pokuśtykałem w świat
ciągnąc mozolnie za sobą
poszczerbione życie